fbpx

Jak znormalizować relację miast z klubami wyczynowymi?

W trakcie prowadzenia diagnozy sportu dla Miasta Wrocław miałem okazję przyjrzeć się bliżej relacjom polskich miast z klubami wyczynowymi. W moim przekonaniu są one powszechnie jednostronne na czym długoterminowo tracą wszyscy, a najwięcej – sami mieszkańcy.

Dla nikogo nie jest niespodzianką, że w polskich miastach funkcjonują różne drogi wspierania wyczynowych klubów zorganizowanych w formie spółek: dotacje, umowy promocyjne, preferencyjne opłaty bądź zwolnienia z opłat za korzystanie z miejskich obiektów, czy umowy sponsoringowe z miejskimi spółkami.

Z drugiej strony wymagania czy oczekiwania stawiane klubom, szczególnie tym w rękach prywatnych, wydają się niewspółmiernie niskie. To znaczy, że relacja zdaje się zazwyczaj jednostronna, kluby są wspierane, ale rzadko kto zastanawia się, jaki jest zwrot z takiej inwestycji.

W przypadku wspierania klubu sportowego poprzez dotację, samorząd ma kierować się 'interesem publicznym’. W przypadku umowy na promocję, podstawą do myślenia o zwrocie z inwestycji jest ten efekt promocji.

Tymczasem jedyny wskaźnik, który obserwowałem w odniesieniu do mierzenia rezultatów jakiejś formy wsparcia wyczynowych klubów sportowych (gdzie przedmiotem umowy nie jest szkolenie) jest ekwiwalent mediowy.

Ten sam ekwiwalent, który nie uwzględnia w jakim kontekście pisze się bądź mówi o klubie. Oto przykład: klub ma problemy z wypłacalnością (względem piłkarzy), reputacją (w związku z udowodnionymi powiązaniami z grupami przestępczymi) i burzliwą relację z samorządem (bo nie uregulował opłat za stadion). Te problemy w pewnym momencie wychodzą na jaw i spotykają się z wielkim zainteresowaniem publiki i dziennikarzy, a w rezultacie – z tysiącami publikacji i reportaży. Klub będzie budził zainteresowanie (być może nawet najwyższe w swojej historii), a w efekcie – osiągnie też rekordowo wysoki ekwiwalent mediowy (to nie żart). Niestety takiej jakości wskaźnikiem jest też powszechnie oceniana efektywność promocji samorządu z wykorzystaniem klubu sportowego – oto przykład (LINK).

W dalszej części tekstu nie zastanawiam się, czy warto wspierać kluby, a raczej jak to robić. To podejście jest bardziej realistyczne i wpisujące się w uwarunkowania polityczno-społeczne w polskim samorządzie.

Co zatem można zrobić, aby zatroszczyć się w tej relacji o interes samorządu (i mieszkańców)?

Transparentność i sprawozdawczość w relacji

Pierwszy punkt to zadbanie o wymóg transparentności w „inwestycji” środków publicznych i sprawozdawczość ich rozliczenia. W przypadku dotacji kluby muszą szczegółowo informować o wydatkowaniu środków. Takie informacje, jak również dana o tym, jak jest planowane ich wydatkowanie, mogłyby być publiczne.

Relacje miast z klubami powinny być dwustronne. Foto: Benjamin Radzun

Obecnie, poza małymi wyjątkami jak Poznań, kluby nie informują ani o fakcie otrzymywania dotacji (na swojej stronie internetowej), ani o jej wysokości. Pozyskanie informacji o sposobach wspierania klubów przez samorządy również nie jest łatwym zadaniem. Nie jest to bowiem zazwyczaj kwestia pojedynczego konkursu czy jednej umowy, a również wiele przywilejów, które trudno jednoznacznie wycenić.

 

Z perspektywy klubów taki stan to może być po prostu wygodnictwo i przekonanie, że te kontrakty czy dotacje im się należą. Trudno jednak wyjaśnić akceptowanie podobnej sytuacji z perspektywy samorządu. Tym bardziej, że poprzez upublicznianie tych informacji zwiększa się kontrola społeczna wydatkowania publicznych pieniędzy.

Uproszczone raportowanie pozafinansowe

Wiele domniemanych benefitów, dla których wspierane są kluby wyczynowe, wpisuje się w obszar oddziaływania społecznego. Jednocześnie, przynajmniej w opinii środowiska sportowego, bardzo trudno jest zmierzyć ich efekt.

Bo jak zmierzyć, że odnoszący sukcesy sportowcy są wzorem dla młodzieży, która chętniej podejmuje wysiłki fizyczne?
Albo – jak wycenić wzmocnienie tożsamości społecznej wśród kibiców odnoszącego sukcesy, lokalnego zespołu?

Nie ma wątpliwości, że same kluby nie mają w zdecydowanej większości kompetencji i zasobów, aby na tym poziomie efektywnie i regularnie raportować pozafinansowo. W moim przekonaniu wykorzystanie nawet prostego narzędzia, którym mogłyby się posługiwać kluby w celu pokazania spodziewanych efektów swojej pracy, opartego np. o Cele Milenijne, wzmocniłoby przejrzystość ich działań i celowanych efektów dla szerszego grona interesariuszy.

Tak samo jak w poprzednim punkcie, kluczowa jest tu rola samorządu jako podmiotu stawiającego wymagania organizacjom starającym się o publiczne pieniądze.

Mogłoby ono po prostu obejmować przedstawienie zakładanych a) obszarów oddziaływania społecznego; b) sugerowane rezultaty tego oddziaływania; c) sugerowane wskaźniki, które umożliwiają monitorowanie osiągania założonych rezultatów.

W perspektywie kolejnych lat – na bazie aplikacji można byłoby utworzyć zamknięte, kompleksowe narzędzie do raportowania pozafinansowego dla klubów.

Istotne, żeby zacząć wprowadzać mierzalność w ten wymarzony wpływ społeczny, którym od dawien dawna posługuje się sektor sportowy i jego sprzymierzeńcy, aby oprzeć relacje klub-samorząd o solidniejsze podstawy. To również istotne z perspektywy klubów, bo będąc w stanie pokazać swój wpływ ich przeciwnikom czy sceptykom trudniej byłoby zakwestionować ich lokalną wartość.

Jak samorząd chce osiągnąć efekt synergii z klubami?

Trzeci pomysł to konieczność bardziej przejrzystej komunikacji czy deklaracji ze strony samorządu tego, co chce osiągnąć w relacji z klubami. Przywołana sytuacja z ekwiwalentem mediowym to skutek źle zdefiniowanych celów, słabych wskaźników i niewykorzystanych danych. Jeśli celujemy w promocję – to należałoby jasno zakomunikować: do kogo i w jakim celu jest ona zaadresowana i na tej bazie oceniać jej efektywność.

Na bazie analizy dokumentów strategicznych z obszaru sportu w samorządach można stwierdzić, że w tych strategiach brakuje zwykle celów do osiągnięcia poprzez wparcie klubów wyczynowych, bądź są one bardzo niekonkretne.

Minimalne wymagania dotyczące dobrego rządzenia

Jeszcze jednym pomysłem na to, żeby ograniczyć zagrożenie marnotrawieniem pieniędzy i wspieraniem organizacji, które na to nie zasługują, jest wdrożenie minimalnych wymagań dotyczących rządzenia (good governance).

Podobne działanie w odniesieniu do związków sportowych próbował niedawno wprowadzić Minister Sportu i Turystyki. Jak się wydaje – nie udało się konsekwentnie zrealizować pomysłu na wdrożenie minimalnych wymagań w przypadku chęci ubiegania się o wsparcie ze środków publicznych (opartych na Kodeksie Dobrego Zarządzania), bo słuch o tym pomyśle zaginął.

Poprzez dobre rządzenie mam na myśli procedury wpisujące się w demokratyczność, transparentność, sprawozdawczość i odpowiedzialność społeczną organizacji.

Przykład narzędzia, które można wykorzystać w podobnym celu, w odniesieniu do klubów sportowych – jest nasz Indeks Odpowiedzialności Społecznej Klubów Sportowych (LINK). Pomysłem jest jego ograniczenie i przeniesienie akcentów na najważniejsze, z perspektywy danego samorządu, wymiary dobrego rządzenia i żądanie, aby kluby ubiegające się kontrakt czy dotację musiały spełnić owe warunki chcąc przystąpić do konkursu.

Narzędzie - Indeks Odpowiedzialności Społecznej klubów sportowych można pobrać na stronie

Do tego celu można też wykorzystać inne zmodyfikowane narzędzie, które wykorzystywaliśmy analizując związki sportowe w projekcie National Sports Governance Observer. Można o nim przeczytać w raporcie z projektu TUTAJ.

Minimalne wymagania dotyczące zarządzania (albo rozwoju) w relacji miast z klubami

Postępem w wymaganiu rozwoju od klubów są kryteria opracowywane przez miasta w celu np. „motywowania” ich do poszukiwania źródeł przychodu poza pieniędzmi publicznymi. W przypadku Łodzi zadanie (gry w najwyższych ligach rozgrywkowych) może być wsparte najwyżej w 50%. To znaczy, że klub nie może ubiegać się o dotację, w której przypadku jego głównym źródłem przychodu byłyby pieniądze samorządowe. Utrzymanie takiego kryterium może być jednak dla samorządu problematyczne, ze względu na powszechność problemów finansowych klubów i tego, że żaden prezydent czy burmistrz nie chce być nazwany grabarzem „zasłużonego klubu”.

Na koniec polecam też inny tekst z bloga o tym, czy i kiedy warto finansować sport wyczynowy z perspektywy miasta (link).

Dodaj komentarz